Swędząca sprawa

Śpi. Szumiś i leżaczek-bujaczek odwalają robotę za mnie. Przede mną tydzień odpoczynku, bo małż ma urlop. Pomoże przy synku w nocy. A, swoją drogą, Wasi też tłumaczą się pracą byleby tylko w nocy nie wstawać do malucha?
Mój ma okazję pokarmić, nareszcie. Dla mnie dobrze - i tak, i nie. Karmiłam piersią, ba - nadal karmię i tego się trzymam, ale obecnie mam „przerwę”.

Na początku lutego dostałam tajemniczej wysypki na piersiach, która każdego dnia rozprzestrzeniała się na nowe miejsca. I tak po piersiach zaatakowała mi biodra, łydki, plecy, uda - w tych miejscach pojawiły się wkrótce czerwone plamy, ogromne, straszliwie swędzące. Kojarzycie ugryzienie komara? To swędzi(ało) jak ugryzienie co najmniej dziesięciu naraz. Miałam napady nieopanowanego swędzenia. Robiłam to nieświadomie, przypominając sobie po chwili, że robię źle. Błędne koło - drapanie przynosiło ulgę, ale powodowało rozrost czerwonych plam i powstawanie nowych krost przypominających bąble pokrzywkowe. Cierpiałam. Serio.

Na zdjęciu: moja łydka zajęta chorobą posurowiczą

Po dwóch tygodniach zdecydowałam się na wizytę u dermatologa, szukając pomocy. Pierwsza i druga lekarka uznały, ze to uczulenie na wkładki laktacyjne. Yyy... No nie, nie pasowało mi to. Przecież nie miałam tego tylko na piersiach. Dostałam maść sterydową, ale bez żadnej poprawy. Pediatra, znana z leczenia homeopatycznego, przepisała mi jakąś mieszankę - maść, ale nie przyniosła ulgi. Rodzinna wprost powiedziała, ze nie ma pojęcia co to, a jedynym sposobem na wyleczenie będzie wzięcie sterydów doustnie, co wiązałoby się z odstawieniem bobasa od piersi (właśnie tak mnie poinformowano). Dała skierowanie na wyniki. Prywatnie zrobiłam przy okazji hormony.
Chciałam szukać rozwiązania dalej - wciąż bowiem nie wiedziałam co to właściwie jest. Trafiłam na konsylium lekarskie, w składzie 5 czy 6 kobiet o specjalizacjach dermatologiczno-alergologicznych. Tylko jedna z nich oznajmiła, że to wskutek progesteronu po ciąży. No niby zapaliło się jakieś światełko w tunelu, ale zadzwoniłam do mojej ginekolog by potwierdzić tę diagnozę i niestety - jej zdaniem to nie wina hormonów. Nadal byłam w kropce. Miałam juz wyniki badań, które właściwie nic nie rozwiązały.
Ostatnią deską ratunku okazał się być doktor Król z gabinetu Dermasana -  specjalista dermatolog, z tytułem doktora nauk medycznych, a jak wskazywały opinie na necie - najlepszy w naszym mieście. W środę trafiłam do niego. Nie wystawił diagnozy od razu - kazał przyjsc następnego dnia, bo nie był pewien swoich domniemań. I tak w czwartek dowiedziałam się, ze dolega mi choroba posurowicza. To schorzenie występuje do 8 tygodni po podaniu antybiotyku, na który się jest uczulonym. I faktycznie, w szpitalu po porodzie podano mi lek z grupy cefalosporyn, po którym miałam zaraz silną gorączkę i duszności. Coś jak wstrząs anafilaktyczny. O tym epizodzie opowiem Wam innym razem.
W każdym razie diagnoza jest, co wywołało u mnie dobry humor. Od początku choroby chodziłam przybita, rozdrażniona i od czasu do czasu płakałam, załamana tym, co mnie spotkało. Serio, czułam się jak trędowata, z tymi kropkami, plamami na ciele i ciągłym drapaniem. Męka. W dodatku każde smarowidło starczało mi może na maksymalnie dwa dni. Masa pieniędzy wydana bez efektów.
Wracając do początku posta - biorę od czwartku sterydy doustnie  i w konsekwencji nie mogę karmić piersią (tak wynika z ulotki i informacji uzyskanych od lekarza, ale obecnie zagłębiam się w tym temacie). Do tej decyzji też musiałam się przekonać - bo mogłam wybrać dalsze cierpienie albo odstawienie karmienia piersią na czas leczenia. Odciągam pokarm laktatorem Lovi Prolactis i mam nadzieję, że moja laktacja nie pójdzie w zapomnienie, a Filip zechce jeszcze moją pierś. Póki co częstujemy się mlekiem modyfikowanym. Na razie jest dobrze :)
Czerwone placki powoli znikają, idzie ku dobremu, choć nocą odczuwam jeszcze swędzenie. Mimo to jest znacząca poprawa. W poniedziałek kontrola u lekarza i zobaczymy co dalej.

Komentarze

  1. Bidulko... Kto by pomyślał, że w ogóle istnieje taka choroba. Cieszę się, że nareszcie wracasz do zdrowia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet lekarze jej nie znali. Dziękuję kochana 😘

      Usuń
  2. To tak jak ja z moim dermografizmem, współczuję, rozumiem ból i cierpienie i tulę mocno :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam o Twojej chorobie. Też przykra sprawa :( dziękuję za wsparcie, dużo zdrówka, oby było jak najmniej objawów choroby :*

      Usuń

Prześlij komentarz

Twoje zdanie jest dla mnie bardzo ważne, dlatego dziękuję Ci za wyrażenie swojej opinii :) Odwiedzaj mojego bloga regularnie, a ja będę miała motywację by pisać coraz ciekawiej.

Popularne posty