Mimi - historia prawdziwa o psiej udręce i szczęśliwym zakończeniu
Wczoraj był Dzień Kobiet, jutro Dzień Mężczyzny. A gdyby tak świętować każdego dnia i nie zwracać uwagi na to, kiedy musimy (bądź możemy) uszczęśliwić tę drugą osobę? Albo ustalić, że 364 dni w roku są świętami, w które przynosi się partnerce kwiatka, a jeden dzień wyjątkowo jest inny... To by było naprawdę coś. Po prostu być obsypywaną kwiatami każdego dnia w roku. Ach.
Nie od razu miałam na imię Mimi. Wcześniej byłam nazywana Trzpiotka i Hanusia. Nienawidzę tego pierwszego imienia. To z czasów, gdy razem z czterema innymi pieskami byłam zamknięta w zimnych pseudo budach na tyłach domu w jednej z lubuskich wsi. Inne pieski miały więcej "szczęścia" - one żyły razem. Ja byłam suczką, zamkniętą osobno, oglądającą świat przez szpary między deskami mojej drewnianej klitki. Jadłam zmielone kości drobiowe, od święta. O świeżej wodzie mogłam zapomnieć. Moja mama mieszkała w cieplutkim domu razem z moimi oprawcami. A mnie się trafiło niechciane sześć lat udręki. Moje życie zmieniło się dopiero w marcu dwa lata temu. Inspektorzy OTOZ Animals z Zielonej Góry dostali informację o naszej psiej piątce. Zabrali moich psich przyjaciół. A, że byłam zamknięta osobno, zauważyli mnie na samym końcu. Fuks, szczęście.
Odrobaczono mnie, odpchlono, wykąpano i właśnie wtedy poczułam, ze zaczynam nowe życie. Nadano mi też imię Hanusia. Choć wtedy jeszcze myślałam, ze przyjdzie mi mieszkać juz na zawsze w hoteliku dla piesków. Cóż, wielokroć lepsze to niż... tamto piekło. Kto by zechciał kundelka, szaraczka takiego jak ja? A jednak! Zaraz po Wielkanocy przyjechali Oni - Pańcia popłakała się jak mnie zobaczyła! A przecież nic nie zrobiłam. Wąchałam, niuchałam tych "nowych". Dostałam smaczki i nową, czerwoną obrożę. Zabrali mnie do domu. Do MOJEGO nowego domu!
I tak zostałam Mimisią, władczynią sofy w salonie i panią łóżka w sypialni. Szybko odkryłam, ze uwielbiam wycieczki samochodem, wylegiwanie na słonku i mizianie po brzuszku. Pańcia nauczyła mnie tez siadać i podawać dwie łapki, a z czasem i komendę „obrót”.
Mam tylko jednego kolegę, na którego nie szczekam. Wabi się Knut i jest białym terrierkiem. Był pierwszym pieskiem, którego poznałam na moim osiedlu.
Ot, i cała historia naszej psiny. Jest pełnoprawnym członkiem naszej rodzinki. Czy Wy też macie jakieś ciekawe historie Waszych piesków?
Okej. Poniosło mnie. Wracamy do rzeczywistości. Dziś dosyć szarej (ale z przebłyskami słońca), choć jak na końcówkę zimy - ciepłej. Przyjemnie wyjść na spacer z mężem, synkiem i pieskiem. Trzeba się cieszyć z małych rzeczy, a takie właśnie one są w gronie rodzinnym. Małe - wielkie rzeczy. No więc zebraliśmy się wszyscy, tym razem wyjątkowo bez Filipowej syreny po założeniu czapki - mega zdziwienie!
Mimi oczywiście musiała się utytłać w błocie i nie obyło się bez kąpieli. Dawno jej nie kąpaliśmy w domu, zawsze jeździmy do salonu Taya, gdzie groomerka robi naszej psinie prawdziwe SPA: trymowanie, strzyżenie, czesanie, kąpiel, pachnące spraye... No, ale w takim stanie, w jakim była Mimi nie moglibyśmy jej nawet na chwilę wypuścić w domu: brudny od błota brzuch i łapki. Czas umówić się na kolejną wizytę u pani Marty na strzyżenie i fachowe kąpanie, bo jednak nasza robota to totalna prowizorka.
Nie mamy Mimi od szczeniaczka. Mamy ją od czasu gdy ponoć skończyła 6 lat, czyli jest z nami dwa lata. Może napiszę historię z jej perspektywy, tak chyba będzie się Wam lepiej czytać.
Odrobaczono mnie, odpchlono, wykąpano i właśnie wtedy poczułam, ze zaczynam nowe życie. Nadano mi też imię Hanusia. Choć wtedy jeszcze myślałam, ze przyjdzie mi mieszkać juz na zawsze w hoteliku dla piesków. Cóż, wielokroć lepsze to niż... tamto piekło. Kto by zechciał kundelka, szaraczka takiego jak ja? A jednak! Zaraz po Wielkanocy przyjechali Oni - Pańcia popłakała się jak mnie zobaczyła! A przecież nic nie zrobiłam. Wąchałam, niuchałam tych "nowych". Dostałam smaczki i nową, czerwoną obrożę. Zabrali mnie do domu. Do MOJEGO nowego domu!
I tak zostałam Mimisią, władczynią sofy w salonie i panią łóżka w sypialni. Szybko odkryłam, ze uwielbiam wycieczki samochodem, wylegiwanie na słonku i mizianie po brzuszku. Pańcia nauczyła mnie tez siadać i podawać dwie łapki, a z czasem i komendę „obrót”.
Mam tylko jednego kolegę, na którego nie szczekam. Wabi się Knut i jest białym terrierkiem. Był pierwszym pieskiem, którego poznałam na moim osiedlu.
Ot, i cała historia naszej psiny. Jest pełnoprawnym członkiem naszej rodzinki. Czy Wy też macie jakieś ciekawe historie Waszych piesków?
Smutna historia ze szczęśliwym zakończeniem! Kochana Mimi, zawsze będzie Wam wierna za to, co dla niej zrobiliście 😘😊
OdpowiedzUsuńNasz kochany kanapowiec 😄❤️ Nasza dziewczynka 😊
Usuńsliczny piesek, coraz glosniej o tych wszystkich psich oprawcach ogolnie w sieci
OdpowiedzUsuńDobrze, ze jest to nagłaśniane. Niech bedzie mniej takich oprawców.
Usuńszkoda, że w ogóle psełdochodowle i inne pokrewne zjawiska istnieją. moja znajoma wzięła pinkę z takiego miejsca, a pies jest rozkoszny tylko po przejściach
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, ze pseudohodowle są likwidowane. A znajoma dobra kobieta :)
UsuńŚliczną macie tą psinkę, cieszę się, że jej historia dobrze się skończyła. Wielkie serducho dla Was.
OdpowiedzUsuńDziękujemy ❤️ Bardzo się cieszymy, że Mimi jest z nami, teraz nie wyobrażamy sobie życia bez niej :)
Usuńpiesek śliczny :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy <3
UsuńJa miałam psa ze schroniska i pamiętam do dziś jak był z nami, jak go rozpieściłam z mamą a zabrałam go po paskudnej ulewie, która zniszczyła psie budy i podtopiła schronisko.Piesek był w pierwszych dniach bardzo wystraszony,bał się burzy i spacerów ale z czasem się przyzwyczaił.Teraz mam pieska u ukochanego jest to również suczka i pomimo wieku okazuje tyle miłości i ciepła ile my jej dajemy.
OdpowiedzUsuńTo prawda, psy rzeczywiście potrafią odwzajemniać uczucia :)
UsuńPiękna historia i widać że piesek szczęśliwy :)
OdpowiedzUsuńMamy taką nadzieję :) Jest przekochana.
UsuńPięknie opisana historia, śliczna psinka. Nie mogę uwierzyć, dlaczego ludzie wyrządzają krzywdę zwierzakom :/
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, to straszne, gdy niczemu winne zwierzęta muszą cierpieć :(
UsuńOd 3 lat mam psiaka ze schroniska. Z opinii pracowników wynika, że pies ten był po prostu katowany, bo był przestraszony, zastraszony, nie dał się dotknąć i bał się wszystkiego. Mimo, że jest z nami już tyle czasu i nic jej nie grozi, psina wciąż pamięta tamte złe chwile. Kiedy np. jestem w kuchni, ona ze mną, a mi coś upadnie na podłogę, np. nóż (wiadomo, towarzyszy temu hałas), to ona ucieka w popłochu. To samo tyczy się szybkiego chodzenia. Jak ktoś idzie za szybko, a nie daj Boże biegnie, to też ucieka od razu. Nie wiem, czy ta trauma jej kiedyś minie - mam taką nadzieję, ale nie poddajemy się i tak ją kochamy.
OdpowiedzUsuńKurczę to też smutne. Dobrze, że trafiła do dobrego domu i jej los się odmienił :) Szkoda, że najpierw musiała się nacierpieć. Dużo miłości dla Was!
Usuń